W nocy z 15 na 16 lutego, pododdział „Prestiżâ€ (występujący w dynamicznie zmieniającym się składzie) wyruszył z Karpacza na manewry w warunkach ograniczonej widoczności. Punktem wyjścia był „Wangâ€, a naszym celem – „Big Koopaâ€. O godzinie 23.00 trzyosobowy oddział dzielnie mknął przed siebie. Warunki były sprzyjające, a mróz nie był wielki, co później okazało się błogosławieństwem. Jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy z najgorszego – z podstępnie opadającej mgły…
Pierwszym punktem kontrolnym był „Szałas†– spędzając w nim czas i planując dalszą drogę spotkaliśmy patrol nieprzyjaciela, jednak nie nawiązaliśmy wymiany ognia. Naszym celem było odnalezienie zaginionych „Pielgrzymówâ€, więc chcieliśmy ograniczyć straty osobowe. Po ponad godzinnej wędrówce, ok. godziny 1.00, znaleźliśmy i zabezpieczyliśmy cel. Przyszła pora na kolejny – „Słonecznik†– jak się później okazało najtrudniejszy… Mozolna wspinaczka pod górę, w głębokim śniegu, dała mocno się we znaki. Gdyby nie Foka z Katowic, który wsparł nas duchowo, pozostawiając w widocznym miejscu przydatne wskazówki, a także opowiadając nam nieco o sobie, mogłoby być ciężko…
Sporo czasu upłynęło nim doszliśmy do kolejnego punktu kontrolnego i po krótkiej przerwie wyruszyliśmy dalej. Jednak zmęczenie i liczne kontuzje stawów jednego z uczestników, a także jego opadające morale, zmusiły dwóch pozostałych do awaryjnego przećwiczenia transportu rannego na saniach. Robili to dzielnie i dzięki temu w okolicach 4:30, całej trójce udało się dotrzeć do rozstaju dróg prowadzącego m.in. do „Schlesienhausâ€. Ruszyliśmy dalej…
Po 30 minutowym marszu w gęstej mgle, poszukując ukrytej ścieżki, dotarliśmy do „Lodowych figur†i „Zasypanego szałasuâ€, które wskazały nam cel naszej podróży – „Big Koopęâ€. Jeszcze tylko 10 minut drogi dzieliło nas od celu. Morale powoli się podnosiło. Wreszcie dotarliśmy. Teraz czekał nas szaleńczy zjazd na przygotowanych wcześniej skuterach śnieżnych (model „Jabłuszko†oraz „Sankiâ€) z nożnym rozrusznikiem, napędzanych siłą grawitacji… Zjazd zakończył się o godzinie 6:30, a już o 7:00, zmęczeni, ale też zadowoleni, składaliśmy sprzęt do naszego mobilka. Tak oto skończyła się kolejna udana misja…