Combat Alert czyli „poszukiwacze zaginionego telefonu†i „oczka zmrużâ€…
Kolejna w tym roku impreza airsoftowa – na dużą skalę, ale tym razem w Polsce – to dla nas (Patryka, Radzia – śpioszka i mnie) Combat Alert. Była to nasza druga impreza z tego cyklu. Ponownie opowiedzieliśmy się po właściwej i jedynej słusznej stronie konfliktu – po stronie Koalicji Zachód, którą stanowili SF, Kontyngent Marinesów oraz Partyzanci (miło było spotkać kolegów z poprzedniej edycji).
Impreza zaczynała się w piątek, ale w okolice wybraliśmy się dzień wcześniej, żeby z ośrodka w Popowie mieć tylko 20 km, a nie 400 km. Wiadomym było, że Galloperek da radę, ale przy okazji można było wyspać się w wygodnym łóżku. Do 10:00 zdaliśmy pokój i ruszyliśmy w kierunku zegrzewskiego poligonu. Pogoda słoneczna, na dworze upał, ale zamoczona koszulka dawała radę ochłodzić rozpalone ciało. Zaraz po przyjeździe w oczy rzuciła się obecność kilku większych grup – Huntersów, Rubber Bulletsów i członków N.A.J.E.B.A. Na miejscu zaparkowaliśmy koło kolegów z noworudzkiej grupy i w późniejszym etapie właśnie z nimi działaliśmy. Szybkie przygotowanie rzeczy, rejestracja i odbiór pakietów, chronowanie replik, posiłek, drzemka, a potem do działania. Jeszcze przed działaniami krótka odprawa – przemowa Organizatora i Dowódców – ale bez zbędnej spinki.
Naszym szefem został Piotrek ze śląskich Psów Wojny. Pierwszym zadaniem była obrona i utrzymanie „Fortu†(„Fort†przypominał mi rzutnię granatów w Nysie, tyle że był ze 3 razy większy). Po drodze trochę się pogubiliśmy i trafiliśmy też na pierwsze oddziały wroga. Las przez który się przedzieraliśmy był dla mnie prawdziwą mordęgą – ciągle się o coś zaczepiałem, a w zaparowanych okularach nic nie widziałem. Po dotarciu do celu okazało się, że walki już trwają – w użyciu były granaty, race i strobo. SP usadowiło się we wskazanym miejscu na wale i czekało na atak. Długo czekać nie musieliśmy – po jakichś 15 minutach prowadziliśmy już regularną wymianę ognia. Kiedy wróg był już na wyciągnięcie ręki, Radziu otrzymał rozkaz wycofania się do ostatniej linii okopów – szkoda, bo jeszcze kilku moglibyśmy odpalić. Po wycofaniu się do okopów, na teren „Fortu†wjechały pojazdy nieprzyjaciela – było już pozamiatane, bo nie dysponowaliśmy bronią ppanc. Zabrakło dosłownie kilkunastu minut! Założyliśmy kamizelki i wróciliśmy do obozu.
Kolejne zadanie to zdobycie „Więzienia†– w 9 osób przejechaliśmy się Honkerem (szału nie było, bo to tylko kawałek) i od strony lasu, poczęliśmy przebijać się przez wroga (obrońcy mieli chyba po kilka „żyćâ€). Nasza obecność ograniczyła się więc do zrobienia zasłony dla SF, którzy szturmem wzięli budynek. Powróciliśmy do bazy tylko po to by za jakiś czas ponownie szturmować „Więzienieâ€. Niestety zrobiła się nielicha afera, bo czubki z wewnątrz budynku zaczęli rzucać petardami pomimo zakazu Organizatora (w trakcie walk o „Fort†kilkakrotnie zaczęło palić się nie na żarty). Sprawa została rozwiązana – winni udali się na respwan, a my odpoczywaliśmy w budynku.
Z „Więzienia†ruszyliśmy z misją zniszczenia czołgu. Czołg posiadał eskortę złożoną z Honkera i LSV – Honkera należało zlikwidować z broni ppanc, natomiast załogę LSV trzeba było usunąć tradycyjnymi metodami. Ostatecznie czołg udało nam się zniszczyć z przyłożenia (Organizator wyznaczył na pojazdach miejsca trafień – przednie szyby w samochodach, bak z paliwem w czołgu). Wtedy też otrzymaliśmy informację o planowanym przez przeciwnika ponownym odbiciu „Więzieniaâ€. Przygotowaliśmy wysunięte umocnienia i tam oczekiwaliśmy na kontakt z przeciwnikiem. Pozbawieni broni ppanc, stanowiliśmy teraz łatwy cel dla pojazdów. Tak też się to skończyło – powrotem do bazy (przy okazji zaatakował nas rój wściekłych pszczół).
Wkrótce zebrała się spora grupa i wspólnie ruszyliśmy w kierunku Sztabu RW – kolejne zadanie. Droga do celu, to ciągła walka z piaskiem w butach, zmęczeniem, ale też wrogiem i (niezniszczalnymi) pojazdami – te KMy w pojazdach robią robotę. Koniec końców dotarliśmy do Sztabu przeciwnika w nieuszczuplonym składzie – rozpoczął się atak. Wokół Sztabu pełno było min i claymore’ów odpalanych zdalnie. Ale komandosi z KZ pełni byli szmocy, więc szturm zakończył się powodzeniem!
Przedostatnim zadaniem była obrona artylerii umiejscowionej w miejscu gdzie zgubiliśmy się w drodze do „Fortuâ€. Szału nie było – atak nastąpił praktycznie z każdej strony. Tyły zabezpieczyli koledzy z KZ, ale z przodu wjechały Honkery nieprzyjaciela. Pomijając wszechobecną terminatorkę (kilku na bank ubiłem – z takiej odległości nie sposób było spudłować) – po raz kolejny zabrakło broni ppanc! I po raz kolejny powrót do bazy…
W bazie posiłek i ostatnie zadanie – dostać się na skrzyżowanie i utrzymać je do północy. Przedostanie się niepostrzeżenie do pierwszego wyznaczonego punktu poszła jak z płatka (znowu to „Więzienieâ€). Stamtąd prosto do skrzyżowania. Po dostaniu się na miejsce zajęliśmy pozycje i bezradnie obserwowaliśmy jak RW pali położoną nieopodal wioskę. Przyszła kolej na odparcie ataku RW – wróg rzucił przeciwko nam wszystkie siły: pojazdy i ludzi. Część pojazdów udało się zniszczyć, ale przytłaczające siły przeciwnika zmusiły nas do wycofania się w głąb lasu. Wkrótce wybiła północ, a nocne powietrze rozdarły radosne okrzyki RW…
Na koniec zwyczajowa odprawa – podziękowania, ogłoszenie zwycięskiej strony i rozdanie nagród. Po powrocie do bazy, zanim poszedłem spać, troszkę poimprezowałem z kolegami z Górnego Åšląska. W związku z powyższym poranek był ciężki, ale jakoś dałem radę. Szybkie pakowanie i powrót do Wrocławia.
I takie dwie małe opowiastki na koniec:
1. Siedzę sobie z Patrykiem w zdobytym „Więzieniu†i wspólnie czekamy na Radzia, który poszedł na respawn. I w pewnym momencie widzimy gościa podobnego do Radzia idącego od strony bazy ze spuszczoną głową. Więc zaczynamy wołać: „Radziuuuuuuu, Radziuuuuuâ€. A gość nic – pomyśleliśmy sobie, że to pomyłka, ale potem okazało się, że Radziu zgubił telefon i do końca CA bawił się w poszukiwacza skarbów. Koniec końców okazało się, że osoba obsługująca quadrocopter nagrała sytuację z telefonem i był on do odbioru w bazie RW.
2. W drodze powrotnej śpię sobie jak gość w aucie, oparty o ramię mojego koleżki Adama i nagle słyszę krzyk Patryka: „Radek!†i czuję jak samochód szarpie w lewo. To Radziu przysnął za kółkiem, bo mu się wydawało, że wygra ze zmęczeniem – to liszaj. Zajechaliśmy na stację, gdzie Radziu wypił dwie kawy i jakoś dojechaliśmy, po drodze odwożąc do Jelcza naszego koleżkę z N.A.J.E.B.A.
Jest poniedziałek, ale rzeczy jeszcze nierozpakowane. Czekam już na CA 2015.
0lin edited by Askel