Z uwagi na duży zasób motywacji postanowiliśmy powtórzyć naszą ubiegłotygodniową przygodę. W nieco zmienionym składzie (Olin, Rikk, Rip i Askel w towarzystwie dwóch pięknych pań, Oli i Diany) wybraliśmy sobie nowy cel – Park Narodowy Gór Stołowych – który miał być punktem wyjścia dla dalszej podróży. W sobotni poranek zapakowaliśmy się (i swoje graty) do samochodu i wyruszyliśmy w stronę Kudowy Zdroju. W Kłodzku skręciliśmy z trasy i skierowaliśmy się do Karłowa, na upatrzony z góry parking. Przygotowani wyruszyliśmy na szlak.
Naszym pierwszym celem stał się Szczeliniec Wielki. 665 schodów prowadzących na górę pokonaliśmy niemal biegiem (to może delikatna przesada, ale zrobiliśmy to szybko) i już mogliśmy się cieszyć wspaniałymi widokami. Chwila przerwy, parę zdjęć, dla niektórych moment na papierosa i jazda w dalszą drogę. Zakupiliśmy więc bilety uprawniające nas do wejścia na teren Szczelińca i zagłębiliśmy się pomiędzy różnorodne skalne kształty.
Przed zejściem do Piekiełka zdecydowaliśmy krótko się posilić, w obawie przed czekającymi na nas niebezpieczeństwami. Jednak nie taki diabeł straszny jak go malują i lada moment byliśmy po drugiej stronie. Jeszcze tylko kilka zakrętów i już schodziliśmy na dół. Tutaj zweryfikowaliśmy swój plan działania i zdecydowaliśmy się wyruszyć na podbój Pasterki. Po drodze dwaj wytrawni grzybiarze (Olin i Rikk) umilali sobie czas poszukując ciekawych okazów grzybów, ażeby je sfotografować, opisać i skatalogować dla potomności.
W ten oto sposób droga szybko i przyjemnie nam minęła, a przed naszymi oczami ukazały się pierwsze zabudowania oczekiwanej przez nas wioseczki. Zdecydowani byliśmy się posilić… Znaleźliśmy odpowiadającą nam karczmę (oferującą szalenie interesujące atrakcje w równie szalonych cenach) i każdy z nas zamówił sobie odpowiadającą mu (wyśmienitą) strawę.
Po posiłku przyszedł czas na powrót do samochodu. Droga wśród wspaniałych okoliczności przyrody była wprost niesamowita. Ciepła, jesienna pogoda ułatwiała rozkoszowanie się tymi wzrokowymi doznaniami. Zanim się obejrzeliśmy, pakowaliśmy się już do samochodu i ruszaliśmy w drogę powrotną.
Wieczorem, dzięki uprzejmości Lutka, który udostępnił swoje lokum, spotkaliśmy się w zmienionym nieco gronie (nadobne niewiasty zastąpili dzielni wojowie Lutek i Kamil) i rozkoszowaliśmy się smakiem jajecznicy z dodatkiem grzybów, a także oddaliśmy się snuciu opowieści przygodach z naszym udziałem…