W końcu nadeszła pora na ostateczny sprawdzian dzielności Semper Parati przed GFPoint 2015. Były już marsze po górach, było dociążenie plecaków – aby podwyższyć poziom trudności, tym razem ruszyliśmy na szlak nocą. Na teren działań wybraliśmy Góry Sowie i trasę zbliżoną do marszuty podczas minionej edycji rajdu. Do wędrówki przystąpili następujący śmiałkowie: Kasia, Pepe, Askel, Olin, Rikk, Deadmaster i Rip. Według prognoz zapowiadała się zimna, mglista noc…
Po zapadnięciu zmroku zjechaliśmy się na parking w Rzeczce pod Wielką Sową – po wysypaniu się z aut, oszpejowaniu i dociążeniu byliśmy gotowi do marszu. Działanie po zmroku pozwoliło nam tym razem na zabranie ze sobą replik, dzięki czemu maksymalnie zbliżyliśmy się do wymaganej konfiguracji oporządzenia na imprezie. Trasę rozpoczęliśmy krótkim asfaltowym podejściem na przełęcz, na której to opuściliśmy bity trakt i szlakiem zaatakowaliśmy najwyższy szczyt Gór Sowich – Wielką Sowę. Po krótkiej chwili, temperatura pod warstwami odzieży znacząco wzrosła, co zmusiło co niektórych do zmniejszenia grubości opatulenia – wysiłek wnoszenia kilkunastu kilogramów był niebagatelny, co odbijało się na produkowanych przez nasze organizmy ilościach ciepła. W celu urozmaicenia wędrówki nadłożyliśmy trasy i podeszliśmy szczyt okrężnym szlakiem, po drodze wpadając w gęste kłęby mgły… lub nisko idących chmur. Wobec wodnej zawiesiny w powietrzu oświetlanie drogi latarkami czołowymi sprawiało sporo trudności z powodu zjawiska tzw. „mlekaâ€. Sytuację komplikowały kamienie i błoto, które to bogato wykwitały na szlaku wiodącym nas do góry. Mimo trudności dzielnie pięliśmy się naprzód, aby wkrótce osiągnąć wierzchołek góry, na którym pozwoliliśmy sobie na krótki popas. Niska temperatura i porywisty wiatr nie pozwoliły na dłuższe posiedzenie w przewiewnych wiatach, wobec czego ruszyliśmy dalej, w dół. Po zejściu do miejsca jednego z punktów z tegorocznej edycji rajdu, wybraliśmy drogę wiodącą wzdłuż poziomicy do Przełęczy Walimskiej. Ukryci za masywem góry mogliśmy spokojnie kontemplować uroki nocnej wędrówki, raźno pokonując kolejne kilometry. Z przełęczy trasa powiodła nas do Walimia, przez który przemknęliśmy niezauważeni prosto do kompleksu „Rieseâ€. Mimo połowy trasy na liczniku, tempo marszu utrzymywało się na wysokim poziomie, choć w nogach czuło się już przebyte kilometry. Po minięciu uśpionego Włodarza skierowaliśmy się wzdłuż grzbietu górskiego do kolejnych pozostałości szalonych hitlerowskich projektów – budynku zwanego „kasynem†koło Osówki. Tam zatrzymaliśmy się na dłuższy odpoczynek – pod sypiącym się dachem umiarkowanie przytulnej budowli rozpaliliśmy ogień i posililiśmy się gorącą strawą.
Pokrzepieni regeneracyjnym posiłkiem, z nowym zapasem sił zaczęliśmy ostatni etap wędrówki. Po drodze nie zabrakło zachwytów nad czystym gwieździstym niebem, którego to zapewne nie będziemy mieli czasu pooglądać podczas GFPoint. Mijając kolejne skrzyżowania, drogi i zagajniki przypominały się atrakcje z minionego rajdu, a jednocześnie zastanawialiśmy się – co przygotują organizatorzy w nadchodzącej, ponoć tak przełomowej i niesamowitej, edycji? Kilometry umykały i wkrótce już ujrzeliśmy metę naszego marszu. Urządzenia mobilne wskazały przebyty dystans ponad 30 km, co było całkiem satysfakcjonującym wynikiem. Zebraliśmy wystarczające dane, aby wybrać ostateczny skład reprezentacji SP do kategorii Team. Po przygodowo spędzonej nocy pozostało nam już tylko wrócić… W blasku wschodzącego słońca i przy wtórze chrapania zmęczonych wędrowców Srebrny Puchacz potoczył się ku Wrocławiowi. Selekcje zakończone, teraz pozostał nam tylko trening i przygotowania do zmierzenia się z GFPoint 2015.