Falkenhorst – Conquest of Zadar

Falkenwałek czyli historia Wielkiego Przekrętu

W ubiegłym roku odebrałem maila z zaproszeniem na „największą marcową imprezę airsoftową Europy w Polsce” tj. Falkenhorst. Impreza miała odbyć się w okolicach Złotoryi, a więc w naszym województwie. Myśl o tym, że w pobliżu może pojawić się cykliczna impreza airsoftowa była kusząca. Po kilkunastu godzinach przegadanych z Olem byliśmy pewni – JEDZIEMY!

Pierwszym niepokojącym sygnałem powinno być to, iż Organizator nie odpisał na maila, w którym pytaliśmy co znajduje się w cenie biletu – pytanie zasadne, bo cena biletów nie była mała, a sama impreza organizowana była po raz pierwszy. Cóż… pewnie mail ugrzązł w natłoku innych. Pobieżna weryfikacja Organizatora nie dała podstaw do jakichkolwiek obaw. Część ekipy stwierdziła, że to dość podejrzana akcja, ale dowodów nie było…

Rejestracja ruszyła, przelewy zostały wykonane. Maszyna marketingowa robiła wrażenie – na imprezę zapisało się kilka bardziej znanych ekip, patronat nad eventem objęły cieszące się poważaniem sklepy, a nawet WMASG.pl. To nas uspokoiło i zmotywowało do rozpoczęcia przygotowań. Zaczęło się zamawianie sprzętu, szkolenia i inne tego typu atrakcje. Fanpage imprezy tętnił życiem, strona internetowa zachęcała do odwiedzin i tylko cisza na forum zdawała się dziwna. Zbliżał się sądny dzień…

W tym miejscu warto przypomnieć co Organizator obiecywał:

„Czym Falkenhorst nie jest:

– NIE JEST kilkugodzinną niedzielną strzelanką, bez ładu i składu,

– NIE JEST nową imprezą organizowaną przez niedoświadczone osoby. Zorganizowaliśmy już imprezy ASG dla ponad 7000 uczestników,

– NIE JEST eventem, na którym odnajdą się tylko doświadczeni uczestnicy. Zróżnicowany scenariusz, role i strony konfliktu pozwolą odnaleźć się wszystkim graczom, niezależnie od tego czy mają miesiąc doświadczenia w strzelankach czy kilka lat,

– NIE JEST imprezą, w której spędzisz dwa dni w lesie. Oferujemy dla chętnych (dodatkowo płatne) miejsca noclegowe i transport z/do miejsca noclegowego,

– Nie JEST imprezą, na którą dojedziesz tylko samochodem. Zapewniamy transport z/do węzła komunikacyjnego (dworzec PKP i PKS, lotnisko) we Wrocławiu.

W programie:

– 48 godzin czystej adrenaliny,

– ciekawy i zróżnicowany teren rozgrywki,

– specjalistyczne pododdziały o różnym profilu działania,

– pojazdy, pirotechnika, dowódcy, sędziowie, integracja,

– obecność i dostępność bazy gastronomicznej i noclegowej,

– otwarta i niemoderowana rozgrywka.”

CZWARTEK

Na imprezę postanowiliśmy pojechać już w czwartek, ponieważ rozgrywka miała ruszyć w piątek, w samo południe. Rejestracja natomiast obiecana była w dzień wcześniej – miało nam to pozwolić spokojnie przygotować sprzęt oraz z(dez)integrować się wieczorem. Zebraliśmy 50% składu (kolejne 50% miało dojechać nieco później), spakowaliśmy bambetle i ruszyliśmy w drogę.

Korzystając ze wskazówek zawartych na stronie www dojechaliśmy do bazy Galdanii gdzie przywitały nas 4 toi-toie ustawione przy błotnistej drodze. Wjechaliśmy dalej chcąc zapytać o rejestrację, jednak okazało się, że Organizatora nie ma, a ludzie obecni na miejscu wiedzieli tyle co my. Udaliśmy się więc do bazy Tangau, ażeby rozłożyć namioty – sytuacja na miejscu nie była lepsza (2 toi-toie przy drodze), jednak dwóch napotkanych gostków podających się za Organizatorów zapewniło nas, że rejestracja odbędzie się między 20:00 a 22:00. Z pozyskanych informacji wynikało, że na miejscu jest już szereg ekip z Polski, a także kilku graczy z Litwy.

Jakiś czas później uporaliśmy się z namiotami, a na miejsce dojechali kolejni Paratusi. Jako że było już po godzinie 20:00 postanowiliśmy powrócić do Galdanii, ażeby się zarejestrować. Zabraliśmy repliki i dokumenty, które jednak okazały się zbędne – na miejscu nie było żadnej rejestracji, a Organizator nie odbierał telefonu. Poczekaliśmy jeszcze ok. 30 minut rozmawiając z innymi graczami oczekującymi na magiczną rejestrację, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do Tangau. Potem była już tylko integracja, która uratowała wieczór, a w trakcie której poznaliśmy niezrównanych towarzyszy ze wschodu Polski – Psycho, Misia i Hubę.

PIÄ„TEK

Poranna pobudka, toaleta i już mogliśmy ruszać do rejestracji, która ponoć już trwała. Na miejscu niemała kolejka osób oczekujących i jedno „stanowisko” do chronowania replik (i późniejszego oznaczania ich taśmą izolacyjną w jednym z trzech kolorów). Rejestracja prowadzona była przez jedną osobę, co skutecznie wydłużało „formalności”. W tym miejscu przypomnę o mega-ważnym tajnym haśle, które miało być konieczne przy rejestracji. Ale jednak nie było… W „pakiecie gracza” znajdowała się zalaminowana mapa, kupon na posiłek i jedna świeca dymna – naszywki nie dojechały. Pojawiły się pierwsze czarne myśli, ale nikt się nie poddawał. Start gry oczywiście się opóźnił, bo rejestracja nie dawała rady…

O godzinie 14:00 (a przynajmniej w okolicach tej godziny) wyruszyliśmy pod dowództwem grupy Paprika Korps (w ramach plutonu KILLER-AXE) na pierwszą misję. Naszym celem było dotarcie do P2 (nazwa kodowa Obserwatorium)… Tutaj parę słów o terenie, który był… bajeczny! Lasy, wzgórza, opadająca mgła… NIESAMOWITE. Widoki, które nam towarzyszyły były piękne. Ten teren ma potencjał! Kilkudziesięcio minutowy marsz przez las kończył się wspinaczką na wzgórze. W jej trakcie mieliśmy pierwszy kontakt z oddziałem nieprzyjaciela. Krótka wymiana kompozytu zakończyła się wycofaniem wroga, więc mogliśmy przeprowadzić szturm na Obserwatorium. Miejsce to było jednak silnie obsadzone przez przeciwników, a w drodze było już wsparcie dla obrońców. Heroiczna walka zakończyła się wybiciem nas do nogi i powrotem na respawn.

Po powrocie do Tangau HQ spotkaliśmy jednego z czołowych Organizatorów, Bernarda Półtoraka. Zapytany o kwestie rozgrywki (czyli jaki ma pomysł na wyrównanie scenariusza walk) stwierdził, że zaplanowane systemy zostaną wkrótce wdrożone (okazało się, że „systemy” sprowadzały się do instant-respawna dla Tangau i respawna o pełnych godzinach dla Galdanii). Odpowiedź na następne pytanie potwierdziła, że organizacja to lipa – Bernard zapytany o wodę dla graczy wskazał kilka pięciolitrowych baniaków leżących przy drodze i powiedział, że „wykupił całego Lidla, a kolejna dostawa ma być jutro”… Żenada. Wiadomo, że każdy wyposażył się we własnym zakresie, ale było to jedno z wielu zapewnień Organizatora. Humor poprawiły nam nieco naszywki rozdawane przez chłopaków ze Sztabu – koniec końców zawsze to jakaś pamiątka.

Odpoczynek, regeneracja, posiłek – gotowi do następnej akcji! Tym razem zadaniem było wsparcie naszych sił na P1 (nazwa kodowa jednego z „miast”). Już w drodze okazało się, że nasi zostali wyparci, więc miasto trzeba będzie odbić. Szykowała się niezła jatka! Po dotarciu na miejsce rozpoczęło się flankowanie przeciwnika, świece dymne przelatywały nad głowami, a do uszu docierały rozkazy o nacieraniu… „Miasto” (kilka rolek stretchu rozwieszonych pomiędzy drzewami – kolejny popis kunsztu organizatorskiego) było w naszych rękach, ale siły Tangau zostały zdziesiątkowane. Rozpaczliwa próba obrony miasta przed powracającymi siłami wroga nie powiodła się i zmuszeni zostaliśmy do wycofania się do pobliskich okopów. Zalegaliśmy tam dłuższą chwilę monitorując aktywność Galdanii w P1, jednak z uwagi na brak łączności ze Sztabem postanowiliśmy powrócić do HQ.

Na miejscu okazało się, że po raz kolejny nie ma kontaktu z Organizatorem, a scenariusz nie istnieje. Rozgrywka sypała się do tego stopnia, że kilka osób z HQ Tangau udało się z przyjacielską wizytą do HQ Galdanii, żeby spróbować połatać rozgrywkę. Chłopacy robili co mogli, aby dać nam trochę zabawy.

Po krótkim odpoczynku część Paratusów wybrała się na nocną misję w rejon P1 i P2, jednak o szczegółach napisać nie mogę ponieważ zostałem, żeby monitorować sytuację w bazie. Noc minęła spokojnie…

SOBOTA

Sobotni poranek przywitał nas deszczową aurą i polem namiotowym pustoszejącym z minuty na minutę. Połowa składu SP wraz z pozostałymi zebranymi siłami udała się przygotować zasadzkę na galdański konwój. Ja wraz z drugą połową SP celem obserwacji sytuacji pozostałem w bazie. Niestety nie było to zbyt motywujące – rozgrywka w widoczny sposób siadała, coraz więcej ekip wyjeżdżało. Widać było, że to wszystko już dogorywa u nie dotrwa do niedzielnego ranka. Pożegnaliśmy się z odjeżdżającymi i przygotowaliśmy do „ostatniej akcji”.

Po przegrupowaniu sił pobraliśmy rozkazy i wyruszyliśmy. Naszym celem było dołączenie do walk o P1. Postawiliśmy na forsowny marsz, jednak do punktu nie udało nam się dotrzeć – w międzyczasie otrzymaliśmy rozkaz powrotu do Sztabu. Rozkaz tej samej treści otrzymały wszystkie drużyny… Powrót okazał się ostateczny – rozgrywka umarła.

Na polu pozostali już tylko Sztabowcy, Paprika Korps (z którymi porobiliśmy zdjęcia i nakręciliśmy film akcji rodem z Hollywood), Head Huntersi z Wrocławia i ekipa z Niemiec z naszywkami za 100 euro (historia dla zainteresowanych). Dalsze koczowanie uznaliśmy za bezsensowne, więc spakowaliśmy rzeczy i ok. godziny 18:00, po pożegnaniu się z najwytrwalszymi, jako jedna z ostatnich ekip, wyruszyliśmy w drogę powrotną…

FIDE, SED CUI, VIDE

W mojej ocenie impreza pt. Falkenhorst, to największy szwindel w historii polskiego airsoftu. Impreza, która już w założeniu miała się nie udać i napełnić kieszenie Organizatorów naszymi złotówkami. Totalne organizatorskie dno, popis cwaniactwa i buractwa. Organizatorzy nie wywiązali się z tego co oferowali, dodatkowo okrywając wstydem polskie środowisko airsoftowe – wstydem na całą Europę…

Podziękować pragnę:

– PUSTAKOM za wolę walki z organizacyjnym chaosem i sprawowanie pieczy nad Tangau HQ,

– PAPRIKA KORPS za możliwość walki ramię w ramię z tak zgraną ekipą – czysta przyjemność,

– Psycho, Hubie i Misiowi za wspólną integrację przed i w trakcie walki,

– Kolegom z Warszawy o azjatyckich rysach (przepraszam, ale nie poznałem Waszych imion ani ksywek) za wspólne rozmowy przy ognisku i testowanie własnoręcznie przygotowanej pirotechniki,

– pozostałym Uczestnikom obu stron konfliktu za udział w tym niewypale – dzięki Wam mniej przeżywam, że dałem się naciągnąć, bo Wasze zaangażowanie w rozgrywkę poniekąd ratowało wspólną zabawę.

Przeprosić pragnę wszystkich gości z zagranicy, którzy przejechali wiele setek kilometrów i dali się naciągnąć na ten gniot. Uwierzcie, że w Polsce są też uczciwi Organizatorzy i imprezy na wysokim, europejskim poziomie.

Przestrzec pragnę przed:

– Bernardem Półtorakiem,

– Łukaszem Chojnowskim,

– firmą United Ideas sp. z o. o. (która była oficjalnym Organizatorem Falkenhorsta).

To co zrobili woła o pomstę do Nieba! Wiedzcie, że nawet jeśli jakoś się z tego wywiniecie, to środowisko Wam tego nie zapomni. I nie pokazujcie się proszę na Dolnym Åšląsku. Dla Waszego dobra…

Tych, którzy pragną wyrobić sobie własne zdanie na temat wyżej opisanej imprezy zachęcam do zapoznania się z wątkami na WMASG.pl. W tragedii udział wzięli: Olin, Rikk, Pepe, Rip, Askel i (kadet) Åšwierszczu. Podkreślić należy, że do naszego słownika weszło nowe określenie (używane w środowisku mazowieckim) paździerzowej imprezy – bernardówka.