Contrabando V Narcos

– Medellin, ruszamy. Będziemy po północy, postarajcie się do tego czasu nie stracić przytomności.

Podróż rozpoczęliśmy około 18:00, dość leniwie, spowalniani korkami. Bardzo wesoła gromadka przy muzyce Popka przemieszczała się w kierunku Buska-Zdroju. Po kilku przystankach na podlewanie trawy i zakupy oraz po burzliwej dyskusji dotyczącej wyższości Wikingów nad Krzyżowcami dojechaliśmy na miejsce (sprawy Wikingów i Krzyżowców już nie poruszamy).

Następnego dnia po śniadaniu i przygotowaniu sprzętu zebraliśmy się na odprawę przed imprezą. W dziennym świetle teren kamieniołomów robił wrażenie – będzie gdzie biegać, strzelać i denerwować mundurowych. Pierwszym zadaniem jakie zostało nam powierzone było rozstawienie pola koki oraz jego obrona. Samo pole było podzielone na dwa obszary: pierwsze bardziej otwarte z łatwiejszym dostępem, drugie kilkadziesiąt metrów dalej pośród gęstego młodnika. Dzielnie broniliśmy się przez ostrzałem wojska, jednak po dłuższej wymianie ognia musieliśmy ustąpić. Część zginęła, część została pojmana do niewoli.

Pojmanym udało się ostatecznie zbiec (bądź też zostali wypuszczeni) – w efekcie powrócili do obozu z istotnymi informacjami. Padli na kolana przed Pablo Escobarem błagając o wybaczenie. Przekazali wiadomość o liście gończym za przywódcą kartelu.

Po zastanowieniu Pablo zdecydował się wielkodusznie darować im życie. Od razu mogli udowodnić swoją lojalnością eskortując Escobara na spotkanie z przywódcą komunistycznej partyzantki. Cała akcja musiała jednak zostać odwołana z powodu wysokiej aktywności wojska w okolicy miejsca spotkanie (niefortunnie partyzantka nawiązała z wojskiem wymianę ognia). Przyszła więc pora na ponowne założenie plantacji – kolejne pole koki rozstawiliśmy na skraju terenu gry w wysokiej trawie. Przez nikogo nie rozpraszani pilnowaliśmy pola, jednak wkrótce pilnowanie zamieniło się w relaks i odpoczynek (dzięki Olkowi nawiązaliśmy nowe kontakty :)). Niestety sielanka została przerwana informacją o ataku na bazę kartelu… Baza była atakowana praktycznie z każdej strony, a długo wojskowi kręcili się wokół obozu i starali się do niego podejść. Jednak nie udało im się pojmać ani zastrzelić Pablo, który natarcie wojska z jednej strony, przeczekiwał na skraju lasu po drugiej stronie obozu.

Mając chwilę spokoju postanowiliśmy przejść się do Medellin. Liczne posterunki i patrole nieustannie nas niepokoiły, co praktycznie uniemożliwiało normalne poruszanie się lokalnymi drogami. Natomiast w samym mieście było już spokojnie: w ramach rozrywki dostępne były piłkarzyki, poker, ruletka w dwóch odsłonach. Pierwsze do przetestowania poszły piłkarzyki i tutaj w parze z Patrykiem pokonaliśmy kolegów z Nowej Rudy 10-0. Bardziej zacięta była partia pokera z dużą pulą do wygrania, która dłużyła się niemiłosiernie. W międzyczasie po mieście zaczęło panoszyć się wojsko, sprawdzając każdą osobę w swoim pobliżu. Wysoka ostrożność była zapewne spowodowana wcześniejszymi atakami nożowników, co musiało ich mocno poddenerować.

Ostatnie zadanie miało bardziej dywersyjny charakter. Zaczęło się od dobrowolnego odwiedzenia bazy wojskowej, jako cywilna, nieuzbrojona ludność. Tam to już w ogóle byliśmy traktowani jak trędowaci – stój, nie podchodź, gleba, itd. Pokrzyczeliśmy kilka haseł propagandowych wychwalających Pablo. Żeby było trochę śmieszniej postanowiliśmy poszwendać się za 15 osobowym patrolem, który akurat wyruszał z bazy. Efektem takiego spaceru było ostrzeżenie oddziału Kartelu przed nadciągającym wrogiem, wyśpiewane rytmicznie na cztery głosy.

Podsumowując: impreza bardzo dobrze przygotowana, na bardzo ciekawym terenie. Na Misji Afganistan nudów na pewno nie będzie. Ogromne podziękowania dla organizatorów: Military Operation Rescue Team (MORT) – spisaliście się na medal.

Myślę, że przyjedziemy za rok – także jako kartel, aby poirytować wojskowych. 🙂